logo
:: Bajki :: Barbaretka

Barbaretka
 
Obrazek

Za nierównymi polami
I za dwoma jeziorami,
Wielkim lesie za Olsztynem,
Gdzie w oddali wieża ginie,
Stoi piękna willa z drzewa,
A w okienku pięknie śpiewa
Barbaretka, córka Ryka
Przystojnego - cud królika.
Gdy słoneczko jest wysoko,
Ryk otwiera jedno oko
I leniwie się przeciąga.
Nasłuchuje, czy już sprząta
Barbaretka w swym pokoju.
- Dosyć ciszy i spokoju!

Obrazek

Wrzasnął i wyskoczył z łóżka,
Aż rozdarła się poduszka.
Większość pierza pod sufitem,
Ryk potrząsnął swoim butem.
- Gdzie jest drugi? Do sztachetka!
To na pewno Barbaretka
W kąt utknęła jakiem chrapał!
Krzyczał, stękał oraz sapał,
Potem wybiegł na podwórko,
Aby zająć się swą córką.

Obrazek

A przed willą ogród piękny,
Róże jak młode panienki
Główki chylą przed swą panią
Barbaretką i nie ranią
W małe, pracowite rączki,
Kolce zamieniają w pączki.
- Tylko w kwiatach byś siedziała,
A o ojcu nie myślała!
Do sztachetka, gdzie śniadanie?
Już od rana czekam na nie!
A but gdzie jest? Chcę go zaraz!
- Drozd, przyjaciel dziś go znalazł.
- Czyżby znalazł? Prędzej ukradł!
Znam tą nową jego sztuczkę.
- Sam rzuciłeś w niego butem,
Biedak ledwie umknął z życiem.
- Drugim razem ze swej procy,
Drozda w pięty z całej mocy
Trzasnę, by się tu nie kręcił.
Znikaj - gadać nie mam chęci.

Obrazek

Zatem legnę przed swą willą,
Gdyż mam piękną wizję, dziwną.
A ty przynieś mi jedzonko
Oraz deser z bitą pianką.
Córka za drzwiami zniknęła,
Ryk przeciąga się i ziewa,
W cieniu róż ułożył ciało.
- Piękna willa, jakich mało,
To unikat, perła czarna,
Nie jak moja córka marna,
Której głupstwa tylko w głowie.
Wiem, co zrobię, wiem, co zrobię.
Drozda trzepnę między oczy,
Róże wyrwę wszystkie w nocy
I wyrzucę, gdzie chwast rośnie.
Szeptał w duchu tak radośnie
Przy tym trząsł mu się podbródek,
Że nie spostrzegł z marchwi udek
I gołąbków kapuścianych
Oraz smacznej, bitej piany.
Gdy już wszystko spałaszował,
Jeszcze głębiej w cień się schował
I zachrapał grubym głosem,
Poruszając lekko nosem.
Śpi godzinę, dwie, wciąż mało
Aż słoneczko się schowało,
Wtedy Ryk otwiera ślepka.
- Gdzie jest znowu Barbaretka?
Chyba leniuchuje w willi!
I wyraźnie nosa skrzywił,
Wstał na nogi, tupnął, krzyknął
I do domu szybko pomknął.

Obrazek

A na stole jest kolacja,
Która czeka już na tatka.
Pyszne jabłka i herbatka
Z liści mięty, a sałatka
Na żółciutkiej jest oliwie.
Ryk się rzuca na to chciwie,
Gdyż zmęczył się rozmyślaniem
Oraz poobiednim spaniem.

Obrazek

Gdy już najadł się do syta,
Sprawdził czy poduszka zszyta,
Czy są pozbierane pierza?
Córki wcale jest mu nie żal,
Potem nakręcił zegarek
Jak nieznośny, nocny Marek,
Na dwudziestą czwartą w nocy,
Aby z różyczkami skończyć
- Czas niech więcej się nie dłuży.
Zanurkuję jak w kałuży
W pościel, oraz w błogi sen,
Noc nie splącze mi się z dniem.

Obrazek

Nagle drozd zapukał z lekka
W okno, gdzie śpi Barbaretka.
- Barbaretko, przyjaciółko,
Chciałem cię zapytać tylko.
Różom mówiłaś: dobranoc
I czy drzwi zamknęłaś na noc?
- Tak, kochany przyjacielu,
Takich jak ty jest niewielu,
Więc dziękuję, droździe miły,
Oby kwiaty ci się śniły.
- Nasze róże, Barbaretko.
Drozd wyszeptał. Zatem prędko
Machnął delikatnie główką,
Jeszcze jedno zrobił kółko
Nad jej domem i odleciał
Dłużej już przeszkadzać nie chciał.

Obrazek

Jakiś łomot po północy
Budzi ją, otwiera oczy.
Nasłuchuje Barbaretka,
Nie wyrabia się w zakrętach,
Gdyż na zewnątrz wielki hałas,
- Cóż takiego? Zaraz, zaraz.
Przekształca się w straszny ryk
W najprawdziwszy płaczu krzyk.
- Do sztachetka! Do sztachetka!
Ratuj, że mnie Barbaretka!
Ratuj, córko ma kochana,
Nie wytrzymam tu do rana!
- To głos chyba mego tatki.
Założyła swoje botki,
Lampkę chwyciła do rączki,
Ciekawe jak się to skończy.

Obrazek

- Hop, hop… Gdzieżeś tatko?!
Oj, nie pójdzie jej tak gładko.
- Nie chcą puścić! Oj, jak boli,
Ulżysz w końcu mojej doli!
- Cóż ty robisz w środku krzaka?
- Ratuj, że mnie nieboraka!
- Tatko, stójże tu spokojnie.
Drozd przyfrunie zaraz do mnie.
Droździe! Barbaretka woła,
Mroczna cisza dookoła.
- Droździe! Woła jeszcze raz.
- Szybciej zbudzisz cały las,
Niż swego drozda leniucha!
- Cicho ojcze, lepiej słuchaj
Jaki szum jest pośród liści.
-  Co on kwiaty niszczy?

Obrazek

- Teraz woda, podaj gazę,
Droździe tam leżą bandaże.
Szybko tatka opatrzymy.
„Wyzdrowieję, choć do zimy?”
Jęknął, Ryczek zawstydzony,
Wzrokiem lekko rozproszonym
Zerknął na swych zbawicieli.
„Oby pielęgnować chcieli”
Myślał. Po czym zaczął ziewać
Coraz wolniej, a nie śpiewać
I jak dziecko w błogiej ciszy
Zasnął. Teraz już nie słyszy,
Że ktoś stuka do mieszkania.
Sąsiadka tu dziś od rana?
Czego szuka, coś zgubiła?
Za granicą przecież była.

Obrazek

Barbaretka okno chyli.
- Żegnaj, przyjacielu miły.
Przyleć jutro i bez trwogi
Umyjemy tatku nogi,
Pozmieniamy też bandaże.
- Już od jutra, zawsze razem,
Będziemy rozdzielać pracę.
Garnki też pozmywać za cię.

Obrazek

Łomot się natęża głuchy.
- Schowam tylko te poduchy
I drzwi zamknę do sypialni
Tatka mego. Widok marny
Ujrzałaby tu sąsiadka,
Przecież to nie moja matka.

A na dworze są pudełka,
Zawiniątka, starta wielka
Leży sobie pod schodami
Robiąc nieład też niemały.

Obrazek

- Witam moje, drogie dziecko,
Przyjechałam przed chwileczką,
A przebyłam długą drogę,
Czy na chwilę wstąpić mogę?
- Z tym majdanem, proszę pani?
- Zachowanie moje ganisz?
Przecież wszystko to prezenty,
Czy dociera do panienki?
Więc cię pytam czeka Ryczek?
I na szczerość twoją liczę.
- Jakby… tu powiedzieć pani.
„A jak ojca mego zrani?”
- Szybko prowadź mnie do Ryka,
Gdyż za szybko czas umyka,
A nie długo szkolny roczek.
Oj, nie prześpisz wiele nocek.

Obrazek

Sąsiadeczka krokiem żwawym
Próg przekracza bez obawy
I kieruje wątłe ciało
Wprost do kuchni. Jakby mało
Gadaniny było jeszcze,
Wciąż sepleni coś o mieście,
Mimo siedzi już za stołem.
„Ale ględzi. Tatka wolę”
Myśli Barbaretka sobie.
"Może jaj śniadanie zrobię?"
- Czy zaparzyć mam herbatę?
- A kanapki, chociaż jakieś?
Jestem głodna jak wilczyca.
- Gość, to dla mnie ważna sprawa.
- A śniadanie nie zabawa,
Lecz posiłek najważniejszy.
Wiesz, dlaczego? Bo jest pierwszy
Po tak odpoczynku długim.
Dziecko, aby nie być grubym,
Trzeba często, po troszeczku
Jadać chudo i te mleczko,
Też wypijać panieneczko.

Obrazek

Teraz biegnij, weź kartonik,
Taki średni i czerwony.
A ja zrobię nam jedzonko,
Jakbym była Ryczka żonką.
A w pudełku, cóż za dziwy,
Elementarz jest prawdziwy
I zeszyty w linie w kratkę,
Wycinanki, jakie gładkie,
Cyrkiel, piórnik taki śliczny
Widać, że jest zagraniczny,
Kolorowe są też kredki.
Wszystko to dla Barbaretki.

Obrazek

Rozjaśniło się wokoło,
Barbaretce jest wesoło.
Podskakuje, cicho kwili,
Nie zapomni takiej chwili.
To przedmioty do nauki,
Uzupełnią wszystkie luki.
Uczyć będą biedne dziecko,
W pięknej szkole, tu, nad rzeczką.
A Ryk, ojciec Barbaretki?
Wyleczył się. Teraz prędki
Jest i pomaga Klementynie,
Która nosi takie imię,
Co na chwilę przyjechała
I na zawsze pozostała.
A drozd, róże są kochane,
Uwielbiają obie panie.
Wszyscy z tego są radośni
O nikogo nie zazdrośni.

Obrazek

Niech czas im słodziutko płynie.
Niech mieszkają za Olsztynem,
Wielkim lesie na polanie
I powiedzmy im: dobranoc.
Pa, pa! Idźmy do łóżeczka,
Tak jak nasza Barbaretka.

Wyjaśnienia autorskie:

Barbaretka i Ryk, Ryczek – wymyślone imiona
Botki – buty Barbaretki

Bajka została już wydana.

Dodał(a): Teresa "Kalwara" Bojanowska
Dnia: 6 maja 2014, 13:58

Wszystkie materiały zawarte na stronie są autorstwa Teresy "Kalwary" Bojanowskiej.
Copyright © 2008-2024 www.bojanowska.com.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ilość odwiedzin: 277753.